Oby tylko, zgodnie z planem, się wyrobić

Okazuje się, że wyjazd ze stolicy Zambii wcale nie jest prostym zadaniem. Tak – nadal jesteśmy na placówce w City of Hope w Lusace i koczujemy u Żanety i Ani. Jest jednak szansa, że jutro późnym wieczorem pojawimy się w Mansie. Oby tylko wszystko poszło zgodnie z planem i oby się  wyrobić…

Powoli przyzwyczajamy się do afrykańskiego klimatu. Co prawda tutaj prawdziwe lato zaczyna się w listopadzie i wtedy podobno nie da się oddychać, ale jak na razie w odczuciu tutejszych mieszkańców temperatura nie jest wcale wysoka – raptem 30 stopni w cieniu (!). Dziś w nocy nawet padało, więc wybierając się rano na mszę do pobliskiego kościoła rzuciłam na siebie coś z długim rękawem (nie czarnego). Generalnie da się bez trudu przyswoić tutejszy klimat. Pomijając oczywiście jadowite węże, malaryczne komary, wszędzie obecne jaszczurki i dziwne owady, które po zachodzie słońca „czają się”, aby z nas białych wyssać trochę europejskiej krwi i tym samym wczepić afrykański jad, którejś ze śmiertelnej chorób. Ale to wszystko to „pikuś”, w porównaniu z afrykańskim podejściem do codziennego życia i innych tematów, który potrafi dać się we znaki i przyprawić o stany irytacji.

Od kilku lat mój sposób myślenia i podejmowane działania determinowane były realizacją przygotowanego wcześniej planu, który starałam się dopracowywać w najmniejszym szczególe. Oczywiście nie brakowało też spontanicznych i niekiedy głupich (nieprzemyślanych) decyzji, jednak w życiu codziennym wyznaję zasadę, że dobrze jest mieć wszystko zaplanowane i najlepiej też poukładane w głowie. Pozwala to nie tylko na rozsądne gospodarowanie czasem, ale przede wszystkim daje poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. W takim trybie codziennej pracy człowiek może też łatwiej kontrolować swoje emocje i uczucia, skoro wie co może go czekać i w jaki sposób powinien się zachować. Moje wszystkie spostrzeżenia po kilku dniach przebywania na Czarnym Lądzie sprowadzają się do jednego wniosku – w Afryce nic nie zaplanujesz, a nawet jak to zrobisz to i tak te plany się zmienią! Dobitnym przykładem jest wspomniana we wstępie sprawa dojazdu do naszej placówki. Zgodnie z planem, który urodził się w mojej głowie wylatując z Polski, w Mansie powinnyśmy być najpóźniej w minioną środę. Tutejsza rzeczywistość zweryfikowała te plany (o czym był poprzedni wpis „Welcome to Zambia”) i najpierw ustaliłyśmy, że na placówkę wybierzemy się w czwartek, a finalna wersja ustaleń wspólnie z tutejszymi Siostrami i z naszą przełożoną w Mansie, zakładała że udamy się tam w sobotę. Jest niedziela, a my nadal w Lusace. „Zgodnie z planem”, o którym dowiedziałyśmy się wczoraj od tutejszej przełożonej, do Mansy jedziemy jutro busem, na który podobno mamy już kupione bilety. To był jednak plan na wczoraj i być może już dzisiaj się on zmienił, tylko że jeszcze nikt nam o tym nie powiedział. Po lunchu trzeba będzie więc zapytać sióstr, czy ten „stary plan” jest jeszcze aktualny, czy może już się coś zmieniło. W jednej z rozmów z tutejszą siostrą, pytając o to kiedy nasza przełożona dotrze do Lusaki, usłyszałyśmy w odpowiedzi „jak się wyrobi”. Tym samym i my stwierdziłyśmy, że w tym czasie, kiedy nie mamy przydzielonych żadnych zadań (docelowo mamy pomagać w szkole, która zaczyna się od poniedziałku) i możemy na spokojnie przyzwyczajać się do tutejszego klimatu, trzeba się nieco przestawić i włączyć w głowie „tryb Afryka”.

Działając więc na wspomnianym wyżej trybie, mamy czas aby na spokojnie zrobić zakupy na pobliskim bazarze i w okolicznym mini markecie. Dwa razy udało nam się też wyjechać „na miasto” i zobaczyć jak wyglądają tutaj centra handlowe – w przeciwieństwie do lotniskowych toalet (będę się pewnie wielokrotnie odnosić do tego wątku) tutaj już są standardy a’la europejskie. Mamy czas, aby na spokojnie przygotować sobie kolację, gdzie ostatnio na stole królowały… domowe frytki! Co prawda pierwsza ich porcja musiała pójść do kosza, bo w czasie kiedy już zaczęły dochodzić to wyłączyli prąd, a że kuchenkę mamy elektryczną, to nie udało się nic uratować. Jest też czas, aby na bieżąco uzupełniać bloga, osłuchać się z play listą Żanety laptopa, budować konstrukcję z moskitiery nad łożem na podłodze o północy, doszkalać swój angielski oraz planować sobie dzień, z nadzieją że chociaż może w jednym punkcie uda nam się go zrealizować i być może dzięki temu z czymś „się wyrobimy”. Planowo zawsze jemy lunch, który przygotowują dla nas siostry…

I wszystko byłoby miodzie, gdyby nie fakt, że ja wyjechałam na misję! I to jeszcze na misję do Afryki, gdzie nie ma wygód i czasu dla siebie, tylko jest poświęcanie się dla innych i w imię wyższych celów. Gdzie człowiek nie odpoczywa, tylko wylewa w upale i skwarze siódme poty, aby małe dzieci czegoś nauczyć i aby czuły, że są dla kogoś ważne. Do miejsca, w którym je się banany z dziko rosnącego drzewa i poluje na mięso, które następnie smaży się na rozgrzanych kamieniach, a przy odrobinie szczęścia uda się też rozpalić ognisko, aby w nocy nie marznąć i mieć ochronę przed lwami i innymi dzikimi zwierzętami… A tutaj okazuje się, że mam więcej czasu dla siebie i bardziej odpoczywam niż w Polsce! Czy to nie jest irytujące?

Wierzę, że obecny czas i stan jakiego doświadczam jest darem od Boga, za który powinnam dziękować. Jest też pewnie jedną z najcenniejszych lekcji życia, która pokazuje że nie zawsze wszystko jest takie, jakie bym chciała aby było. Moje skłonności do planowania, determinowane tylko myślą o sobie i o tym, co w moim odczuciu będzie dla mnie dobre, muszą więc ustąpić Jego planom – czy to mi się na tą chwilę podoba, czy nie. I nie pozostaje mi nic innego, jak tylko korzystać z tego czasu, bo może się okazać, że i za tak błogim stanem przyjdzie mi zatęsknić. Jedno jest pewne: Afryka uczy cierpliwości i pokory - mam nadzieję, że „wyrobię się” w tym temacie.

P.S. Kolejny wpis już na pewno będzie z naszej placówki w Mansie! A zostanie umieszczony, jak tylko tam na miejscu „uda mi się wyrobić” ze wszystkim… Natomiast lunch, który zawsze był podawany planowo (codziennie o tej samej godzinie), dzisiaj został przesunięty :)









Najczęściej czytane